Dostałam od koleżanki rolagi bawełny Pima. Pierwsza moja myśl, to kupić odpowiednie wrzeciono do bawełny. Później jednak pomyślałam, że to bez sensu, bo mogę wypróbować wrzeciona te, które mam. I się zaczęło. Nawet nie sprawdzałam, które wrzeciono będzie najlepsze. Wzięłam pierwsze lepsze z brzegu. Po chwili przędzenia dotarło do mnie, że pierwszy raz przędę bawełnę i nie mam żadnych problemów. Zdziwiło mnie to, bo bawełna nie ma prawie długości włókien, to taki puch, trochę jak chmury z nieba. Wrzeciono przy bawełnie musi obracać się szybko i dłużej niż przy wełnie, by stworzyć nić z tego puchu. I nić powstawała, nawet w miarę równa i cienka. Na razie się tym nie zachwycam, bo to moje początki w przędzeniu bawełny i czas pokaże, co w rzeczywistości moje ręce potrafią.
Nie zmienia to jednak faktu, że ostatnio wiele myślę o moich przodkach. Któryś z nich musiał tkać, prząść i czesać wełnę, bo ja z tym w ogóle nie mam problemów, jak i w nauce tych rzemiosł. Mój mózg jakby miał to wpisane w pamięć. Moim mięśniom natomiast wystarczyło tylko raz pokazać, co należy robić i ... gotowe. Życie jest zaskakujące.
![]() |
Trzy wrzeciona z lewej to bawełna. |
![]() |
Wrzeciona z bawełną. |