Wrzeciono opadające było moim pierwszym wrzecionem, którego użyłam do przędzenia. Wrzeciona te mają różny ciężar i wielkość okółka. Mnie do gustu przypadły cięższe wrzeciona, o wadze w granicach 70-80 gram. Podczas przędzenia muszę czuć ciężar wrzeciona. Zbyt lekkie nie jest dla mnie. Na wrzecionie opadającym przędę w prawą stronę.A oto pierwsze przędze, które powstały na takim wrzecionie.
Na pierwszym zdjęciu jest bardzo lekkie wrzeciono. Na nim zaczęłam swoją przygodę z przędzeniem. Szybko jednak się zorientowałam, że jest ono nieodpowiednie dla mnie. Kupiłam wrzeciono marki Kromski (polski producent) i trafiłam w dziesiątkę. To było to, czego potrzebowałam. Kręcę na nim metodą longdraw. Inaczej mówiąc, pasmo czesanki długości mojej dłoni składam na pół i trzymam w prawej dłoni. Z czubka powstałego ze złożenia wyciągam cienką nić i lewą ręką zakręcam wrzecionem, ocierając je o prawe kolano. Zatrzymuję wrzeciono i znów wyciągam nić, a następnie ponownie zakręcam wrzecionem. Tak jak w nauce prowadzenia samochodu, trzeba zsynchronizować swoje ruchy, ale nie jest to od razu takie proste. Nasze mięśnie muszą zapamiętać ruch, więc trzeba codziennie ćwiczyć i nie przejmować się, że powstała nić nie jest równa. Wprawa przychodzi z czasem i ku mojemu zaskoczeniu, przyszła szybko.
Radość z powstałej przędzy jest nie do opisania. Własnoręcznie wykonana przędza, którą można wykorzystać do tkania, szydełkowania, robienia na drutach i innych robótek!
Przędzenie to głęboka studnia. Wpada się w nią i już się z niej nie wychodzi. Jest coś magicznego w przędzeniu i nie tylko. Uspokajasz się, twoje serce wyrównuje rytm, rozluźniasz się, czujesz kontakt z naturą, dotykasz wełny, czujesz jej zapach. Twoje myśli nie zajmują się już problemami, są teraz twoimi sprzymierzeńcami. Możesz wręcz poczuć, że otacza cię inna aura, przyjazna i ciepła. Teraz jest już krótka droga do własnych, artystycznych projektów. Projektów złożonych z twoich myśli, uczuć i marzeń.