Len to dla mnie nowe włókno. Zupełnie inne niż wełna, która jest miękka i rozciągliwa. Len jest sztywny, nierozciągliwy, twardy i chyba nie lubi krosna. Naciągnięcie na tylny wał jest nie lada wyzwaniem, a wiązanie osnowy na przedniej belce to już koszmar. Przy lnie każdą czynność trzeba wykonywać w skupieniu. Kiedy wreszcie uporałam się z osnuciem krosna, doszłam do wniosku, że len trzeba po prostu zrozumieć i z takim podejściem zaczęłam tkać. I nagle mnie olśniło. Len to natura, prosta i przyjazna. Od wieków z lnu tkano płótna na ubiory i tkaniny domowe. Jest włóknem niealergicznym, przepuszcza powietrze, szybko schnie, jest zdrowe dla ludzkiego ciała. Gdy tkam i dotykam powstały materiał, czuję jego przyjazną naturę. Bardzo się cieszę, że wreszcie zdecydowałam się na tkanie lnem. To jest przecież podstawowe włókno dla każdego tkacza.
Ściereczki są proste, bez wzorów, w kolorze białym i naturalnym. Elementem zdobniczym są tylko paseczki na krańcach ściereczek. Takie są najpiękniejsze.
Tkając nie dobijam wątku zbyt mocno. Chcę by po praniu tkanina była miękka. Jeśli będę bić mocno, z dużą siłą, wątek będzie za gęsty i wtedy tkanina będzie sztywna, nawet po praniu.
Muszę tu dodać jedną ważną myśl. Za każdym razem, gdy tkam na swojej starej Glimakrze, kocham ją coraz bardziej. Jestem zachwycona tym krosnem.